Witam na mojej stronie

Logo

Ostatni Aparat

Nowy rok to nowe inspiracje, pomysły oraz mnóstwo energii i chęci do tworzenia nowych obrazów. Stąd narodził się pomysł na pisanie bloga. Coraz większa cenzura w mediach sprawia, że jest coraz mniej miejsc, gdzie chciałbym pokazywać swoje zdjęcia. Dlatego ten blog stanie się miejscem, gdzie moje prace i przemyślenia będą pojawiać się w pierwszej kolejności.

Tymczasem chciałbym podzielić się kilkoma słowami o moim nowym-starym i – jak sądzę – ostatnim aparacie, który trafił do mojego fotograficznego plecaka.

Powrót do analogu

Był moment, kiedy poważnie rozważałem odejście od fotografii analogowej. Rosnące ceny negatywów i chemii do wywoływania zdjęć wydawały się przeszkodą nie do przeskoczenia. Do tego dochodziła wygoda fotografii cyfrowej – zwłaszcza po przejściu na system Fujifilm z modelami X-Pro3 i X-T4. Te aparaty były małe, lekkie, łatwe w transporcie, a obrazki, które z nich wychodziły, zadowalały mnie niemal w pełni. Symulacje filmów, możliwość dodawania szumu czy wzmacniania kontrastów już na poziomie pliku JPG sprawiały, że brakowało mi niewiele do tego, co kochałem w analogu.

Jednak ostatnio wpadłem na pomysł realizacji projektu analogowego z wykorzystaniem materiałów ciemniowych, które zaczynały tracić datę ważności. Zabrakło mi jednak aparatu. Sprzedałem kiedyś mojego Hasselblada 500CM i nie mogłem przestać myśleć o powrocie do tego formatu – dużej matówki 6×6, na którą patrzy się przez kominek.

    Decyzja: Rolleiflex

    Zacząłem poszukiwania Hasselblada, ale przypomniałem sobie, że zawsze marzyłem o Rolleiflexie. To sprzęt o podobnej specyfikacji, ale w pełni mechaniczny, bez baterii, z jasną matówką 6×6. Zacząłem przeglądać eBay i inne portale, ale ceny były zaskakująco wysokie. Ku mojemu zdziwieniu, w lokalnym sklepie z używanym sprzętem fotograficznym znalazłem model, który mnie interesował – Rolleiflex F2.8 z legendarnym obiektywem Planar i matówką z klinem. Cena była dobra, a aparat objęty gwarancją rozruchową, więc decyzja była szybka.

    Trafił mi się model Rolleiflex f2.8 – „legendarny” aparat z jasnym obiektywem Planar i matówką wyposażoną w klin. Wspominam o tym, ponieważ istnieje wiele modeli Rolleiflexa, głównie z serii F oraz T, wyposażonych w różne obiektywy: Planar, Xenotar oraz Tessar.

    Nie wszystkie modele posiadają ściągany kominek i wymienną matówkę, co moim zdaniem jest kluczowym elementem, na który warto zwrócić uwagę. Wiele tych aparatów ma już ponad 50 lat, a matówki bywają przyciemnione lub nawet zagrzybiałe, co może utrudniać pracę.

    Rolleiflex to aparat dwuobiektywowy, co oznacza, że jego lustro jest sztywne i nie unosi się podczas naświetlania. Dzięki temu migawka działa wyjątkowo cicho, co sprawia, że ten aparat idealnie nadaje się do fotografii ulicznej. Fotografowanie z użyciem kominka zapewnia dodatkową dyskrecję – brak bezpośredniego kontaktu wzrokowego z ludźmi na ulicy sprawia, że cała sytuacja staje się bardziej komfortowa zarówno dla fotografa, jak i dla fotografowanych.

    Gdy Rollei do mnie dotarł, szybko załadowałem pierwszą rolkę filmu, żeby przeprowadzić testy. Niestety, za oknem warunki oświetleniowe były dalekie od ideału – przy ISO 100 światłomierz wskazywał 1/30 i F2.0. Było zbyt ciemno, więc musiałem posiłkować się sztucznym światłem, żeby zrobić kilka zdjęć w domu.

    Zrobiłem kilka autoportretów z lustrem, a do jednego ujęcia zapozowała mi żona w stylu fine art. Więcej pomysłów na tę chwilę nie miałem, ale 12 klatek szybko się zapełniło. Tym samym mogłem potwierdzić, że aparat działa i jest w świetnym stanie.

     

    Następnego dnia słońce było bardziej łaskawe, więc załadowałem kolejną rolkę filmu i wyruszyłem do miasta, by przetestować sprzęt na krótszych czasach naświetlania. Poniżej zamieszczam kilka zdjęć z tych testów.

    Jeśli chodzi o projekt fotograficzny, do którego zamierzam wykorzystać Rolleiflexa, jest on jeszcze w trakcie opracowywania. Na pewno, gdy nabierze kształtu, opiszę wszystko tutaj na blogu.

    Przez ostatnie 10 lat miałem okazję pracować z wieloma aparatami średnioformatowymi – od Pentacona, przez Pentax 645, Mamiya 645, Bronica, aż po Speed Graphic. Każdy z nich miał swoje unikalne cechy, ale teraz nadszedł czas na Rolleiflexa – aparat, który mam nadzieję, pozostanie ze mną na długo. Nawet jeśli pewnego dnia wyląduje na półce jako dekoracja, to wciąż będzie miał dla mnie wyjątkowe znaczenie.

    Oczywiście, określenie „ostatni aparat” nie oznacza końca mojej przygody z fotografią. Nadal korzystam z aparatów cyfrowych i z pewnością nie zamierzam rezygnować z fotografii jako całości. To pasja, która pozostaje integralną częścią mojego życia.

    Obecnie pracuję nad projektem fotograficznym, w którym wykorzystam Rolleiflexa. Szczegóły wkrótce pojawią się na blogu

    Inne wpisy

    Nie znaleziono żadnych wyników

    Nie znaleziono szukanej strony. Proszę spróbować innej definicji wyszukiwania lub zlokalizować wpis przy użyciu nawigacji powyżej.

    Komentarze

    0 komentarzy

    Wyślij komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *